Tak samo będzie w dniu,

kiedy się Syn Człowieczy objawi

 

Listopad, to miesiąc, w którym mimo woli, ludziom nasuwają się myśli eschatologiczne. A, to dlatego, że od pierwszego dnia tego miesiąca, ludzie udają się na cmentarz, stają nad grobami swoich bliskich i wówczas u wielu wyzwala się myślenie o tych, co odeszli: co z nimi? gdzie oni są? czy już w niebie, czy w czyśćcu? zbawieni, czy potępieni? I choć mijają lata – odpowiedzi na rodzące się pytania nie znajdujemy. Dlatego trwamy w modlitwie za wszystkich, co odeszli. Dzięki temu powoli dojrzewamy do swojej śmierci, która przyjdzie  na każdego. Nikt nie może się łudzić, że to wydarzenie go nie spotka. Bo tak jak pewne jest, że po nocy dzień nastaje, a po dniu noc, tak samo pewne jest, że każdy z nas umrze. Problemem dla ludzi wierzących nie powinna być śmierć, ale co po niej. Chrystus daje swoim wyznawcom dobrą radę: trzeba być na śmierć zawsze gotowy.

 

Moi drodzy!

Gotowość o której mówi Jezus zależy od jakości naszej wiary. Bo, aby przygotowywać się na swoją śmierć nie wystarczy tylko w Boga wierzyć, ale w duchu posłuszeństwa przyjąć w całości naukę Jezusa i w jej świetle układać sobie życie. Bo Jezus przestrzegał ludzi, że ci, którzy lekceważą Jego naukę – po śmierci spotka kara i będą cierpieć. Jezus mówił o tym, nie po to, aby ludzi zastraszać, ale by ich ocalić przed tym, co może ich bolesnego i przykrego po śmierci spotkać. Stąd ci, którzy mają wiarę dojrzałą i autentyczną – już za życia podejmują czyny, aby być po śmierci szczęśliwymi.

Św. Faustyna opisuje w Dzienniczku wizję nieba: Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci. (...) Widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je... To Źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia. Rozumiem teraz św. Pawła, który powiedział: »Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani weszło w serce człowieka, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują« (Dz. 777). O mój Boże, jak mi żal ludzi, którzy nie wierzą w życie wieczne, jak się modlę za nich, aby i ich promień miłosierdzia ogarnął, i przytulił ich Bóg do łona ojcowskiego. O Miłości, o królowo (780).

 

Kochani!

Jeden z najwybitniejszych francuskich pisarzy, Leon Bloy (1846-1917) przeżywał swoją agonię jako przygotowanie do radosnego spotkania twarzą w twarz z Chrystusem w chwili śmierci.

Zapytany na łożu śmierci:

- co pan czuje w tej chwili?

- odpowiedział z radością: odczuwam nienasyconą ciekawość!

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która umierała mając zaledwie dwadzieścia cztery lata tak uważała, że po ziemskim wygnaniu czeka mnie radość mieszkania z Tobą w Ojczyźnie niebieskiej. schyłku życia stanę przed Tobą, o Panie, z próżnymi rękami, gdyż nie proszę, abyś policzył uczynki moje... Pragnę więc przyodziać Twoją własną Sprawiedliwość i z łaski Twej Miłości dostąpić wiecznego posiadania Ciebie. Nie chcę innej chwały, innej Korony, tylko Ciebie, o mój Umiłowany! Dla Ciebie, Panie, czas jest niczym, jeden dzień jest jak lat tysiąc. W jednej chwili możesz mnie przygotować na godne stawienie się przed Tobą.

 

Kochani!

My tu zebrani, czciciele św. Andrzeja Boboli znamy opis jego męczeńskiej śmierci i wiemy, jak mężnie, mimo, iż była tak okrutna, ją zniósł. Ale niech to nas nie dziwi, gdyż Jezuici w swoich Konstytucjach Zakonnych czytają słowa swego Założyciela, św. Ignacego Loyoli: Jak w ciągu całego życia, tak tym bardziej w obliczu śmierci powinien każdy członek Towarzystwa starać się najusilniej, aby Bóg i Pan nasz Jezus Chrystus był w nim uwielbiony, a Jego upodobanie spełniło się w nim. Winien ponadto budować innych przynajmniej przykładem cierpliwości i męstwa, żywą wiarą, nadzieją i miłością tych dóbr wiekuistych, które nam wysłużył Chrystus Pan i zdobył niezrównanymi trudami swego życia doczesnego i śmierci.

Przytaczam ten tekst, aby nam było łatwiej rozumieć to, co uczynił św. Andrzej w chwili śmierci było tylko wypełnieniem woli Założyciela. Członek Towarzystwa w obliczy śmierci powinien budować innych przykładem cierpliwości i męstwa, żywą wiarą, nadzieją i miłością tych dóbr wiekuistych, które nam wysłużył Chrystus…

Śmierć św. Andrzeja na pewno nas buduje. A nawet więcej ta śmierć – wyzwala w nas podziw i miłość do św. Andrzeja. Dlatego wielu z nas, co miesiąc przychodzimy na miesięczne spotkania modlitewne.

Ale przychodząc, nawet nie uświadamiamy sobie, że w ten sposób sami przygotowujemy się na własną śmierć.   

 

Dlaczego? Bo

1] nabożeństwo do św. Andrzeja tutaj w Strachocinie – jest konsekwencją jego przychodzenia po śmierci do proboszczów tej parafii (jest głośnym świadectwem życia pozagrobowego)

 

2] wielu uczestników tych miesięcznych nabożeństw to czciciele, którzy coś zawdzięczają św. Andrzejowi, to spłacany przez nich dług wdzięczności

 

3] każde nabożeństwo, dzięki modlitwie różańcowej przypomina nam okoliczności śmierci św. Andrzeja i pokazuje moc ducha człowieka zjednoczonego z Bogiem przez wiarę i miłość

 

4] dzięki takim nabożeństwom św. Andrzej uprasza nam łaski i mówi Bogu o tym, co dla nas jest najważniejsze (uprasza łaskę zbawienia)

 

5] podczas spotkań modlitewnych wielu z nas podejmuje konkretne uczynki, które umacniają wiarę, a także czynią nas bardziej gotowymi na śmierć: modlitwa, słuchanie słowa Bożego, spowiedź i Komunia św.

 

6] wyzwala się w nas pragnienie spotkania św. Andrzeja po śmierci.

 

Zakończmy nasze rozważanie modlitwą  bł. Karola de Foucaulda:

„Ojcze, oddaję się Tobie.
Uczyń ze mną, co zechcesz.
Dziękuję Ci za wszystko, cokolwiek ze mną uczynisz.
jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko.

Niech Twoja wola spełnia się we mnie
i we wszystkich Twoich stworzeniach,
nie pragnę niczego innego, mój Boże.
Składam moją duszę w Twoje ręce.
Oddaję Ci ją, Boże z całą miłością mego serca.

Kocham Cię i to jest potrzebą mojej miłości,
żeby się dawać, oddawać się w Twoje ręce bez ograniczeń,
z nieskończoną ufnością, bo Ty jesteś moim Ojcem”.

 


Copyright © 2011-2024 EB

Jesteś naszym: 529127 gościem.